Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

W téj chwili ktoś zainterpellował szambelana o wątpliwość genealogiczną. Stary był chodzącym almanachem gotajskim... i począł wnet wywód żądany, co Olimpię na chwilę od niego uwolniło...
Z drugiéj strony siedziała przy Zygmuncie radczyni... Tu rozmowa poufna, którą muzyka niepochwyconą czyniła dla dalszych gości, daleko była żywsza.
— Stało się więc! mówiła matka: najgorętsze życzenie moje spełnione, oddaję ci córkę...
— Wiem, żem to winien tylko pani... lecz, chciéj wierzyć, iż najwyższą do tego cenę przykładam dla tego jedynie, że to mnie do niéj przybliża...
Matka spojrzała i westchnęła:
— A! gdyby to była prawda! szepnęła. Olimpia nigdy cię tak kochać nie potrafi jak ja, ani tak cię ocenić. To biedne dziecko zbolałe, zrażone... potrzebuje człowieka z takim taktem i rozumem, z taką jak wy szlachetną delikatnością... Zaklinam was, kochany panie Zygmuncie, postępuj z wielką oględnością; jeden krok fałszywy...
— Ja raczéj nie stąpię kroku, niż popełnię fałszywy, odezwał się Zygmunt...
— Nie śpiesz się!... O! gdybym ja mogła jechać z wami...
Zygmunt nic nie odpowiedział.
— Pisz do mnie, mówiła matka — często, otwarcie o wszystkiém... Ja chcę wiedzieć wszystko, wszystko...
Namyślała się trochę, i schylając się do ucha Zygmuntowi, szepnęła:
— Olimpia chciała wziąć z sobą starą sługę, która z nią była od dzieciństwa. Nie mogłam się oprzeć jéj życzeniu — dzisiaj; staraj się jéj pozbyć...
— Lub pozyskać, przerwał Zygmunt.