Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

Grand Hôtel de Bergues, może nie wstydząc się i bez wielkiego wysiłku, choćby książąt udzielnych przyjmować, ustaloną ma sławę, i nie troszcząc się o nią, każe jeść jak podadzą, a płacić jak mu się podoba. Tu jednego wieczoru letniego, powóz obładowany kuframi przywiózł młodą panię, zmęczoną i bladą, ze starą służącą... Za nim szedł drugi fiakr, w którym siedział rozparty, znudzony, kwaśny mężczyzna, młody, w towarzystwie jednego tłomoka i torby podróżnéj. Oba powozy zatrzymały się przed hotelem, portyer uderzył w dzwonek, pierwszy kelner we fraku, z włosami misternie na łysiejącéj głowie podzielonemi, stawił się u wrót, i rozpoczęły się układy o mieszkanie. Sama pani nakazała dla siebie pokoje dwa z salonikiem dać na pierwszém piętrze. Nadchodzący młody pan zażądał obok pokoju. Na nieszczęście nie było stosownego, o co pani nie musiała się troszczyć wcale, bo nawet nie spojrzała i nie przemówiła do tego jegomości, który zdawał się być jednak jéj towarzyszem podróży... Pani i służąca objęły natychmiast we władanie salon, z którego balkoniku kelner ukazał widok na jezioro i góry. Jegomość ów z torbą i kufrem zmuszony był powędrować na drugie piętro.
Oberkelner, znakomity znawca ludzi i charakterów, z pierwszego wejrzenia na młodego pana, nie mógł wszakże tak dalece wywnioskować nic o stosunku jego towarzyskim, iż uciekł się do trywialnego nader środka i przyniósł książkę meldunkową, prosząc o zapisanie nazwiska. Zdziwiony był nawet trochę zobaczywszy w niéj potém barona i baronową Wręby Dobińskich, jako męża i żonę. Prędzéjby się był z razu każdego innego pokrewieństwa domyślał.