Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Przybywszy, baronowa zażądała dla siebie herbaty. Na zapytanie: czy ją mieć chce na dwie osoby? służąca odpowiedziała, że pan baron pić ją będzie u siebie, bo pani chora potrzebuje odpoczynku. Jakoż baron został w swym pokoju na górze... Z razu padł, porozpinawszy się na kanapę, zapalił cygaro, zadumał się, potém jął się przechadzać żywo, a twarz miał jak noc pochmurną. Na przemiany zaciskał usta gwałtownie i ziewał nieprzyzwoicie. Zdziwił się nieco, gdy mu przyniesiono herbatę, o którą nie prosił. Zżymnął się, ale zasiadł do niéj, nie mówiąc słowa. Kelner, który ją podawał, począł się domyślać bardzo uczciwie, że pani musiała być słabą, i że dla tego mąż jest w takim fatalnym humorze. Spodziewał się nawet, że go spytają o doktora, ale gość nie spytał o nic; żuł jakąś biedę i chodził.
Był to, jak widzicie szczęśliwy małżonek Olimpii, któremu cała prowincya zazdrościła tego ożenienia... tak świetnego! Niktby po nim nie poznał, że tak był szczęśliwy.
Wypiwszy herbatę, wypaliwszy cygaro, popatrzywszy przez okno na uspokojone jezioro, Zygmunt zobaczy na zegarku, że wcale jeszcze nie było późno. Wieczór był piękny, samotność go nudziła, przebrał się więc na prędce i zszedł na pierwsze piętro. Przechodząc około pokojów żony zapukał, po chwili wyszła z siwą roztarganą głową i bardzo poważną miną Szafrańska.
— Co pani robi?
— Pani potrzebowała odpoczynku... i zamówiła kąpiel... Niemożna się z nią widzieć.
To mówiąc Szafrańska stała w progu jakby wnijścia bronić miała, trzymając za klamkę. Zygmunt zmierzył ją oczyma gniewnemi od stop do głowy.