Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/193

Ta strona została skorygowana.

— Jesteś pan doprawdy nieznośnie, dobrowolnie obowiązku niewolnikiem — a kiedyż powrócisz? prędko?...
— Jak tylko będę mógł najprędzej — odpowiedział Mieczysław — o! pani — dodał — o to mnie nie trzeba prosić — gdzież na świecie lepiej mi być może? gdzie milej jak tutaj?
— A jednak uciekasz pan.
— Bo muszę.
— Poddaję się więc, nie pytając, temu tajemniczemu wyrokowi — odpowiedziała Serafina — lecz daj mi pan rękę i słowo, że powrócisz, nie tracąc jednej godziny.
To mówiąc, wyciągnęła doń rękę drżącą, którą Mieczysław pochwycił z uczuciem i ucałował z wdzięcznością. Stojąca obok Lusia, która całą tę scenę, nie tracąc poruszenia żadnego, śledziła oczyma ciekawemi — zarumieniła się... niewiem, z niepokoju, czy szczęścia.
— Teraz dwa słowa jeszcze czystej prozy, które jako gospodyni dodać muszę — rzekła Serafina. Nająłeś pan sobie konie w miasteczku. Kazałam je odprowadzić, bo na najęcie nie pozwalam, obraziłbyś pan tem gospodynię domu. Są pewne tradycye gościnności, które my na wsi troskliwie zachowujemy, powóz i konie czekają na rozkazy, odwiozą pana do Wilna, będą tam stać, choćby miesiąc i niemi pan powrócisz tutaj.
Mieczysław zarumienił się — przyszło mu na myśl mimowoli, jak ta grzeczność nadzwyczajna uciążliwą dlań być może... ludzie i konie, nie mógł zcierpieć, ażeby na koszcie pani stać mieli, a w woreczku stu-