Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/212

Ta strona została skorygowana.

ja mogę pana później znajdować... zupełnie innym niż dzisiaj... mogę... znienawidzieć, pan mnie możesz także znaleźć śmieszną, brzydką, okropną... a dziś jeszcze jesteśmy po staremu.
Prezesowa ruszyła ramionami.
— Kochana Adolfino, pleciesz..
— Emancypuję się... to są moje zapusty! — odrzekła — dziwaczę, sama to wiem! — Pocałowała w rękę macochę. — Proszę mi wszystko przebaczyć, idę za mąż! przecieżem za to coś warta!
W tym rodzaju trwała rozmowa niemal dzień cały. Mieczysław chciał się uwolnić na chwilę, czując znowu słabym; nie puszczono go. Obiad jedli w hotelu, lecz nic nie mogąc wziąć w usta, Ordęski pił tylko, przez zapomnienie, przez jakąś rozpacz, sam nie wiedząc co robi. Odurzało go to przynajmniej. Do samego wieczora siedzieli tak ciągle, ale przytomność prezesowej, wchodzący i wychodzący z towarami kupcy, nie dozwalali Adolfinie być jeszcze ekscentryczniejszą. Mrok już był w pokoju, gdy prezesowę wywołano znowu dla jakiegoś interesu. Mieczysław siedział na krześle u okna, Adolfina chodziła ciągle. Po chwili milczenia przystąpiła do niego i słabym głosem rzekła, podając rękę:
— Nie miej mnie pan za szaloną, drogi panie Mieczysławie... to dzień dla mnie okropny... w głowie mi się mąci, a serce pęka w kawałki... Jam nieszczęśliwa, jam bardzo nieszczęśliwa.. Pan pijesz wino, ja boleść moję... i jam nią upojona... Zasługuję na litość twoją.
— A, pani — przerwał Mieczysław — chwytając