Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/224

Ta strona została skorygowana.

Może Serafina spodziewała się, iż Mieczysław więcej się jeszcze ośmieli, że uczucie które widocznie miał dla niej, wyrwie mu się z ust wyrazistszem... lecz milczenie miało też znaczenie dla niej i nie zrażała się niem wcale. Widziała, że obudziła przywiązanie, a nie namiętność, zaspakajało ją to... a miała nadzieję, że jednem kiedyś słowem reszta tych ludów rozbije się i rozpryśnie.
W duszy Mieczysława, budzącej się po tej chorobie jakby do nowego życia, daleko dziwniejsze panowało zamieszanie. Sam w siebie wchodząc, nie mógł się zrozumieć. Serce miał jakby rozdarte na dwoje...
Żywe wspomnienie Adolfiny stało w niem obok obrazu tej kobiety, której czuł miłość cichą, spokojną, opiekuńczą, błogą, płacąc ją najgorętszą wdzięcznością. Usiłował tamtej zapomnieć, nie mógł — a dla tej nie umiał być obojętnym.
Lusia też ciągle mu o niej mówiła (gdy jej nie było), przejęta dla niej nie wdzięcznością, ale uwielbieniem... Kochała ją niewysłowioną miłością i długiem serca, a mówiąc o niej, łzy miała na oczach...
Gdy Mieczysław wstawać począł i po pokoju, potem po ganku, nareszcie po ogrodzie się przechadzał, zbliżenie i starania gospodyni jeszcze się podwoiły. Hrabia stryj nieco opuszczony, patrzał na to z rezygnacyą i smutkiem jakimś, ale już nie mówił nic. Zdawało mu się. że lada chwila musi się to skończyć jakiem słowem stanowczem. Tego jednak słowa Serafina nie mogła wyrzec, a Mieczysław ani śmiał, ani przypuszczał nawet, aby je kiedy mógł powiedzieć, chociaż... chociaż wiedział dobrze, iżby za