Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/245

Ta strona została skorygowana.

Tu już zastał p. Piotra z siostrą... która szepnąwszy służbie o śniadanie, zabawiała go rozmową. Do rozmów prowadzonych przez żonę i osoby, jak Babiński mówił, rozumne, nigdy się on nie mieszał. Stawał sobie na boku i chrząkał, czasem gdy był bardzo pewny, że się może rozśmiać, śmiał się, a że miał, przydługo słuchając, nerwowe usposobienie do ziewania, zręcznie otwór ust ręką zasłaniał. Zagadnięty nie odpowiadał wprzódy, aż na żonę spojrzał, która ratując go, czasem mu odpowiadała. Słuszność każę przyznać iż postawę miał godności pełną i zdaleka wyglądał cale przyzwoicie.
Zajął więc swe miejsce przywitawszy się Babiński i począł chrząkać.
Rozmowa była ożywiona bardzo.
P. Piotr w Nowym Babinie nie bywał, lecz znał i wiedział doskonale co się tu działo, bo plotki lubił. Nie mając zajęcia, żył niemi. Historya Micia i Lusi dobrze mu była wiadomą, zakochanie się Martynianka, wyprawy jego i niechęć siostry ku sierotom. Pan Piotr tylko co był z miasta powrócił, obracał się w różnych kołach, gdzie wiadomości o Ordęskich nastręczyły mu się same przez się już dlatego, że i on te same nosił nazwisko...
Wprawdzie nie odwiedził Mieczysława, nie widział się z krewnymi, ale zachwyciwszy języka, rad był że tem siostrze dokuczy...
— Wiesz co, kochana siostro — rzekł po chwili — byłem też w W. — mam świeże wiadomości o twoich wychowańcach.
— O jakich? cóż to za wychowańcy?
— Przecież mimo skromności twej, nie możesz