Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/371

Ta strona została skorygowana.

Po tym początku rozmowy, zmierzywszy dzikim wzrokiem, który ze słodyczą mowy nie zgadzał się wcale, oboje państwa młodych, Buller ustąpił nieco i poszedł się zaprezentować gospodyni domu. Czasu tego użyła Serafina, by się odezwać na ucho do Mieczysława.
— Najnieznośniejsza figura jaką w życiu znałam... nudził mnie dawniej częstemi odwiedzinami. Że też Varius nie miał tyle taktu, aby mu drzwi zamknąć przed nosem. Przyśpieszym wyjazd, bo ja go znieść nie mogę.
Ton jakim to mówiła, więcej niż treść uderzył Mieczysława; głosu tak gniewnego i groźnego, zdradzającego namiętną nienawiść prawie, nigdy jeszcze Mieczysław z jej ust nie słyszał — głos ten zdał mu się nie do niej należeć. Objawiał on jakiś charakter inny, wychodził z pod innego serca. Biedny mąż strwożył się tego chrypliwego, strasznego głosu kobiety gwałtownej i mściwej.
— Wyjedziemy jak tylko przyzwoicie będzie można — dodała. Patrz na mnie i nie oddalaj się.
— Chciałabym z Lusią pomówić.
Serafina puściła jego rękę i postąpiła kilka kroków zamyślona ku oknu. Mieczysław śpieszył do zapłakanej Ludwiki, chcąc skorzystać z tego, że przy niej Variusa nie było. Ledwie odszedł, Buller jakby tylko czekał na to, prześliznął się ku pani Serafinie — nie ustąpiła przed nim krokiem, twarz tylko jej stała się groźną i gniewną.
Pani pozwoli — począł Buller.
Serafina podeszła ku oknu, mówiąc cicho.