Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/390

Ta strona została skorygowana.

— A bardzo dobrze! bardzo dobrze! mówią że doskonały z niego doktór — ozwał się Dramiński, a razem dobry nasz przyjaciel i człowiek z sercem. Przynajmniej zaufać mu będzie można. Najlepiej na niego poczekać.
Adolfina zarumieniła się, słuchając co mąż mówił i szepnęła potem:
— Dziś lub jutro przyjadą — przyznam się żem też ciekawa tego młodego małżeństwa.
— Przynajmniej ona nie choruje, rozśmiał się mąż — a jakby zachorowała, ma nadwornego doktora pod bokiem.
Z tego dowcipu swego śmiał się Dramiński długo, roztargniony pojechał konikiem fałszywie, stracił wieżę i wziął mata. Paczoski był szczęśliwy że się przed ideałem z taką popisał brawurą.
Głośne to opowiadanie dla Martyniana jednak nie starczyło. Korzystając z hałasu jaki ten mat wywołał, począł rozpytywać pocichu.
— Lusia istotnie wygląda jak z krzyża zdjęta, a raczej jak na krzyżu przybita, powiedziała mu Dramińska — nie mogłam z nią trzech słów pomówić swobodnie. Jednakże bardzo zręcznie ułożyłam tak, że mąż nie słyszał, zejście się jutro. Przyznam się panu — dodała, żeby mnie tak mąż trzymał w niewoli, tobym go na złość oszukiwała. Dowiaduj się pan o powrót Mieczysława i daj nam znać gdy przyjadą. Martynian pożegnał Adolfinę i pobiegł postawić straże, któreby mu natychmiast oznajmić mogły o powrocie Mieczysławowstwa. Tego dnia jednak, choć byli spodziewani i służba miała rozkaz przygotować wieczerzę i herbatę, do późnej nocy ich nie było. Marty-