Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/403

Ta strona została skorygowana.


Adolfina, powróciwszy do domu, padła w krzesło zamyślona, podparła się na ręku, dumała; słyszała jak mąż wychodził i nie ruszyła się aż wrócił, może w godzinę. Jedli razem śniadanie z panem hrabią i nieoszacowany Dramiński wypił troszeczkę więcej niż dni powszednich. Nie było to nic nad wesołość i humor — humor wszakże różowy.
W takich razach — Adolfina to już znała — chodził na palcach koło niej, całował ją w nogi, służył na klęczkach... Z twarzy umiała ten stan poznać od pierwszego wejrzenia. Dramiński uchylił drwi, mrużąc oczy.
— Wolno? serce?
— Chodź, proszę.
Spojrzała tylko:
— Jedliście śniadanie?
— A prawda, z Bullerem! nie mogłem się mu oprzeć i nagadaliśmy się i naśmieli.
To mówiąc, pocałował ją w kolana.
— Ty się moje serce gniewać nie będziesz...