Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/426

Ta strona została skorygowana.

czarny pierścień ją uderzył, poznała w nim pamiątkę po Bullerze. Wzrok jej padł na pismo, które pożarła niemal jednym oka rzutem, czytała go, odczytywała — nie rozumiała nic — oprócz tego, że Buller zabity i że ona od niego jest wolną. Obudziło to radość — najmniejszego żalu. Była wdzięczną Mieczysławowi, że ją pomścił. Resztę listu uważała za gniew przemijający, za fantazyą młodzieńczą, którą łatwo jednym uśmiechem zwyciężyć potrafi. Nie spodziewała się by Micio, skosztowawszy życia bez troski i pracy, chciał dobrowolnie do ubóstwa powrócić.
Z listem w ręku, rzuciwszy na tacę czarną obrączkę, chodziła długo po sali, wesoła prawie, poruszona nieco, lecz nie zmartwiona bynajmniej. Machinalnie nalała sobie herbatę i zasiadła do niej, zdając się oczekiwać rychło li drzwi się otworzą i Mieczysław przyjdzie, prosząc o przebaczenie.
Poczekawszy nieco, zadzwoniła na kamerdynera — kto przyniósł list?
— Jakiś człowiek nieznajomy.
— Nie był pan Mieczysław na dole u siebie?
— Nie, pani.
Skinęła by odszedł.
Zawsze jeszcze miała nadzieję, że się przybycia męża doczeka. Biła dziesiąta, gdy Dramiński przyszedł na dół pytać o Mieczysława. Dano znać pani, kazała go prosić do siebie. Wszedł.
Pani Serafina uważała za właściwe niewiedzieć jeszcze niby o niczem. Przywitała go spokojnie.
— Nie wie pan gdzie mój mąż?
Dramiński oniemiał, coś bąknął niewyraźnie, zmilczał.