Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/433

Ta strona została skorygowana.

Gdy się ukazał tak po dawnemu ubogo odziany w tym domu, którego niedawno nazywał się panem, słudzy zbiegli się go zobaczyć. Wiadomość o pojedynku już i tu była doszła. Jeremiasz pobiegł przodem drzwi mu otworzyć i oznajmić. Z drugiego pokoju krokiem na pozór śmiałym, lecz zdradzającym co się w duszy jej działo, wyszła Serafina — Mieczysław skłonił się zdaleka i stanął jak obcy. Jednem wejrzeniem na suknie poznała żona, że wrócił do niej tylko, aby się rozstać.
— Oszczędźmy sobie wymówek wzajemnych, rzekła głosem drżącym — mówmy jak ludzi dwoje, którzy chcą bez gniewu i zażaleń się rozstać... Więc pan opuszczasz mnie?
Zimne to pytanie dodało odwagi Mieczysławowi.
— Okoliczności aż nadto mnie tłumaczą, rzekł — nie zdaje mi się by wina była z mej strony, ani też panią obwiniam. Skryłaś pani przedemną przeszłość która do mnie nie należała — jam ją może nadto wziął do serca. Czujesz pani sama że z różnemi pojęciami, obyczajami, wyobrażeniem o życiu, z sobą pozostać nie możemy. Musiemy się rozstać.
— Rozstańmy się więc bez gniewu.
— W mojem sercu go nie było!
— Daj mi pan dowód tego — pośpieszyła Serafina — przyjmując przy rozstaniu pamiątkę odemnie, któraby mu w dalszem życiu ułatwić mogła... chcę...
— Przepraszam panią, obrażony tym pośpiechem zawołał Mieczysław — to com już miał od pani, aby jej nie obrazić, zatrzymuję, ale dziś więcej nic przyjąćbym nie mógł.