Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/434

Ta strona została skorygowana.

— A więc chcesz pan rozwodu? — spytała, nie nalegając.
— Co się pani podoba...
Serafina nie chciała pierwsza tego powiedzieć i zażądać, on był obojętnym, czuła się zmieszaną.
— Pan powinieneś być wolnym, rzekła nareszcie — on dla pana jest potrzebnym. Jam stara — mnie nie pozostało nic nad resztki życia — panu, życie jeszcze całe.
Mieczysław westchnął.
— Zastosuję się do woli pani.
I znowu przyszło milczenie, ani wymówki, ani próby pojednania, ani wyrazu żalu.
Przeciągniona nieco przerwa w rozmowie zdawała się Mieczysławowi znakiem danym do odejścia — odstąpił parę kroków i skłonił się. — Serafina była dotknięta tą obojętnością uśmiechnęła się szydersko, z goryczą.
— A więc — przerwała, uznałeś mnie pan, w skutek tego co na mnie mówił Buller, niegodną imienia jego małżonki?... Mogłabym jednak oczyścić się przed nim i złożyć dowody żem oczerniona niegodnie została. Tak! alem nadto dumna żebym posądzona, odepchnięta, zniżyła się do tłumaczeń. Bądź pan zdrów!
Z zarumienioną twarzą odwróciła się od niego! Mieczysław powtórzył ukłon, nie otwierając ust — i odszedł.