Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/470

Ta strona została skorygowana.

znowu na... Gdym przybył tu, nie zastałem Mieczysława, lecz miał wkrótce powrócić — przyjęła mnie siostra, ubrana czarno, na co nie zwracałem uwagi. Rozmowa była obojętna, mówiła nawet mało, i uważałem że była zamyślona i smutna. Doktór nadjechał w godzin parę, witając mnie jak starego przyjaciela. Poszliśmy do jego pokoju.
— Zdaje mi się, rzekłem — że siostra wasza jest czegoś smutniejsza i mniej swobodna, niż gdym ją miał przyjemność widzieć po raz pierwszy.
— Nic dziwnego, rzekł, w losie naszym zaszły niektóre zmiany. W kilka tygodni po bytności tu waszej odebraliśmy wiadomość o śmierci dra Variusa. Testamentem, jakby wypłacając się za swe postępowanie, zapisał dość znaczną summę mojej siostrze. Ledwiem mógł ją skłonić do jej przyjęcia. Teraz — walczy ona z sobą, nie chcąc mnie opuścić, a już dwa razy mieliśmy tu Martyniana, który ofiaruje się nawet osiąść na Podolu, byle wyszła za niego. Lusia poczciwa, rozstać się ze mną nie chce, ani mnie porzucić tak samego bez rodziny, bez przyjaciół, wśród obcych. Byłby na to sposób, dodał Mieczysław, bobym ja się mógł przenieść w okolice Babina — ale są powody, dla których tego uczynić nie mogę.
Posępnie przeszedł się po pokoju i westchnął, przyczyn łatwo się mogłem domyśleć. — Obawiał się zbliżyć do Adolfiny, która wierna uczuciu pierwszemu dotąd zawsze z nim korespondowała i była mu najwierniejszą przyjaciółką. Stosunek ten serdeczny, czysty i piękny, na cóż miał się narażać na przemiany, któreby nim zachwiać i naturę zmienić mogły?