Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

i trawi życie... Troski o siebie nie mam — dodał — ale o ciebie, o ciebie, którą mi ojciec na łożu śmierci powierzył. Niema dnia żebyś mi w myśli nie stała z twoim pozornym spokojem i rezygnacyą, które kryją pod sobą tyle bólu, tyle nieporachowanych męczeństw. Niepokoję się tobą, twojem położeniem, przyszłością, na wszystko muszę ja radzić, wszystko dźwignąć powinienem... Jest-to obowiązek miły, drogi, jedyny. Ja dla ciebie pracuję, moja Lusiu.
Siostra schyliła się ku niemu ze łzami.
— Nie lękaj się — rzekła — nie trwóż nadaremnie przyszłością. Jest Opatrzność, są wyznaczone człowiekowi losy... jam się nauczyła wiele i temu położeniu na które się skarżemy winnam, żem się nie rozpieściła, że patrzę w przyszłość z rzeczywistą rezygnacyą i pokojem.
W tej chwili przerwał rozmowę ich cichy okrzyk łzawy pomieszany z łkaniem... kroki dały się słyszeć za niemi, stara Orchowska biegła co mogła wydążyć od folwarku, aby swojego panicza co najprędzej zobaczyć. Mieczysław podbiegł do niej, całując ją po starych pomarszczonych rękach...
— Niechże będą dzięki Chrystusowi Panu — wyjąknęła staruszka, ocierając oczy aby niemi się na Mieczysława napatrzeć — niechże będą dzięki, że ja ciebie jeszcze widzieć doczekałam. A ja już na Wielkanoc myślałam że zemrę, tak mnie było pochwyciło strasznie łamanie po kościach i gdyby nie panienka co mnie ratowała, gdyby nie ten poczciwy Martynian... jużbym cię pewnie nie oglądała... A tu jeszcze mam to szczęście że cię widzę...