A chociaż kawaler był nie najpierwszej młodości i skromna dzierżawa nie dozwalała się domyślać bardzo świetnego stanu majątkowego, matki troskliwe dojrzalszych córek, snuły już może przędzę projektów, znajdując go partyą bardzo znośną. Powierzchowność miła ujmowała i przemawiała za nim. Ponieważ przybywał z Mazowsza, gdzie jak mówił, miał małe dziedzictwo, starano się nawet wcześnie przez stosunki, na jakich u nas nie zbywa, dowiedzieć o familią Żymińskich. — Tak jakoś ona jednak nieznaną była i dopytać się o nią nie umiano.
Zrodziło to posądzenie czy się jaki bardzo zręczny awanturnik, przybłęda nie wiedzieć zkąd nie ukrywa pod tą zagadkową postacią.
Pomimo tak przyjaznego przyjęcia w Sandomierskiem, słynącem jak W. Pol utrzymuje z owego starego — kochajmy się, — choć na pozór szczęściło się dosyć temu panu Żymińskiemu... los mu też nie poskąpił na wstępie nieprzyjaciela, Dzierżawę Rakowa trzymał przed nim szlachcic Górnicki, per fas czy per nefas, wywodzący się z rodziny onego Łukasza, czem się mocno chlubił.
Sztuka to była — czy tak starożytnego rodu, czy świeższej krescentywy, ale jakby z czasów pana Pa-