Górnicki znalazł się znów obok owego sąsiada, z którym razem nieszczęśliwie poniterowali. Musieli się sobie zaprezentować i Symforyan dowiedział się, że czarniawy jegomość był — kolegski registrator Platon Małejko. W ciągu wieczerzy, gdy wino zaczęło nieco oddziaływać na głowy, dobadał się także, iż był urzędnikiem i że powodem przybycia jego do Warszawy, była pewna sprawa kryminalna, około której dośledzenia potajemnie chodził.
Małejko gdy się napił i trochę go rozebrało, był niezmordowanie gadatliwy.
— Co to za sprawa! począł się spowiadać sąsiadowi... Inni na niej zęby połamali... to brylantowa sprawa żeby pokazać, jak kto ma w głowie — ja z tej sprawy utopionej, zaprzepaszczonej, oddanej na wolą Bożą (styl sądowy) — zrobię coś takiego, czemu się świat dziwować będzie.
Uderzył się po głowie i rozśmiał.
— Oni mnie mają za małego człowieczka — ja im pokażę, czego człowieczek mały tu z olejem w głowie dojść może. Hej! hej! Gdybym tylko z tego Żymińskiego, który wszystko wie — dobyć mógł choć słówko... ale ja i jego pociągnę!
Na wspomnienie Żymińskiego Górnicki aż poskoczył, pochwycił za obie ręce Małejkę, oczy mu się zaiskrzyły.
— O jakim Żymińskim mowa? — zapytał — o jakim?
— O tym co ma dom przy Senatorskiej ulicy.
— O tej bestyi! ale słuchaj no — przerwał Górnicki — my się musimy rozmówić, gdyż bodaj żebyśmy sobie wzajemnie byli przydatni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.