rysy — dowodzące, iż cioteczny brat — był wtajemniczony we wszystko i po troszę nawet pomagał panu Danielowi...
Spotkanie i rozmowa z Górnickim, rzuciły tak niespodziane światło na domysły jego, iż teraz prawdy swej był pewnym.
Groziło więc niebezpieczeństwo panu Danielowi, ukrytemu pod nazwiskiem ciotecznego brata, co najmniej mogące wszystkie jego zniszczyć plany — i wykryć podstęp, na którym przyszłe szczęście budował. — Niebezpieczeństwo to tem było większe, iż najmniej mógł się spodziewać, aby go tu kto odkrył. Ciocia Wychlińska, należąca do spisku, odprawiła nawet wszystkich ludzi z Murawca wziętych, aby go nie poznano; on nie wziął z sobą nikogo, nawet wiernego Franciszka, który mu w Orygowieckiej komedyi dopomagał, lękał się jakiego wygadania, lub przypadkowego poszlakowania.
Nie wchodziła w rachubę bystrość pana Małejki, śledztwo bowiem starał się Żymiński wszelkiemi sposoby przerwać i zakończyć — a tak nieszczęśliwego trafu, jak spotkanie Górnickiego z przybyłym Bóg wie zkąd panem rejestratorem, niepodobna było przewidzieć...
Tym czasem gdy p. Daniel najspokojniej w świecie dojeżdża coraz częściej do Borków, a pani Pstrokońska już osnuwa na tem przyszłe szczęście Leokadyi, lepiej poznając codzień Tremmera i widocznie go popierając — groźna burza zbiera się nad głowami dwojga nieszczęśliwych, nic nie przeczuwających istot. — Niebezpieczeństwo nie tylko szło z jednej strony od Górnickiego, który dniem i nocą wiózł z sobą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.