Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

panią Słońską, od któréj wychodziło się do garderoby i spiżarni.
W prawo z pokoju bawialnego był rodzaj gabinetu, w którym stało parę szaf z książkami, a za nim sypialnia p. Daniela z oknem na ogród.
Wszystko to musimy opisać, gdyż inaczej nie zrozumiałby czytelnik tego, co nastąpi. — Ogród stary, teraz tak troskliwie utrzymywany, wyświeżony i piękny, ciągnął się wzdłuż na kilkaset kroków i kończył płotem mocnym, za którym szła drożyna, łączka i staw. Brzegi jego obrastały trzciny, sitowia, tatarki i bujne zielska. W prawo po nad stawem wysypana wysoko grobla prowadziła pod młyn i dalej jako gościniec do miasteczka.
Ostatnich dni sierpnia pan Daniel, który jeździł do Warszawy i powrócił był na żniwa, jak później opowiadała klucznica, chodził wprawdzie zamyślony i jakby chmurny, ale nadzwyczajnej w nim zmiany nie dostrzegła, ani Franciszek, ani ekonom.
W wigilią tego dnia, gdy nieszczęście owo się stało, — najmniejszej różnicy w porządku codziennego życia nie było.
Powiadała pani Słońska, potwierdzali wszyscy dworscy ludzie, że pan Danie] o zwykłej godzinie w pole jeździł, na obiad do domu wrócił, jadł z apetytem barszcz z sztukamięsą, potem pieszo wyszedł przez ogród na łąkę i ku młynowi — nad wieczór na herbatę wrócił, a że deszczyk kropił, został potem w domu i już się nigdzie nie ruszył. Ponieważ wieczerzy nie jadał — a sługi nie potrzebował, Jurek, podawszy lampę do sypialnego pokoju na stół do pisania, poszedł. Franciszka w domu nie było, bo go wy-