życie przegrywał. Dla tego, choć mu się nie źle działo, nigdy grosza przy duszy nie utrzymał...
Mały, krępy, rumiany, żywy, — gburowaty był pozornie, krzykliwy, ale go się nikt nie lękał...
Już z tego powodu, że osobiście z panem Danielem w przyjaznych był stosunkach, już dla tego, że w ogóle kryminalnych spraw nie cierpiał — przybył w złym humorze, zafrasowany i przelękniony odpowiedzialnością, jaka mogła wyniknąć, gdyby najmniejszej formalności zaniedbał.
Widać było po jego twarzy, że pokoje same i widok miejsca, w którem tajemnicza jakaś zbrodnia popełnioną została — czyniły na nim głębokie wrażenie. Ludzie płaczący zgromadzeni w bawialnym pokoju — dziedziniec pełen włościan... twarze wybladłe dworskiej służby do reszty animusz mu odebrały.
Miał z sobą sekretarza Małejkę, bardzo przebiegłego człowieka, który mu w takich drażliwych razach doskonale posługiwał; i teraz więcej na niego rachował niż na siebie. Małejko służył w różnych policyjnych obowiązkach już od lat przeszło dwudziestu i miał wielkie doświadczenie. O ile asesor Zdenowicz skłopotany był tą misyą, o tyle Małejko znajdował przyjemność prawie w podobnym wypadku. Lubił on niezmiernie rozplątywać węzły najzawilsze i w sprawach ciemnych dobadywać się światła. Im truniejszem się co przedstawiało, tem nęciło go więcej. Sławnym był nawet z tego, że kilka razy w sprawach o kradzieże, które się po lat wiele ciągnęły bez skutku, gdy już zdawały się zrozpaczone, po najmniejszej nitce doszedł do kłębka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.