— Ja tu w tej nieszczęsnej sprawie — rzekł, nic panom powiedzieć nie mogę. Wczoraj posłany byłem przez pana do miasteczka, nocowałem u Mordka Judelowicza, dziś rano wyjechałem na Orygowiec i stanąłem tu, gdy już dwór cały był na nogach... Cóż ja wiedzieć mogę? Dajcie mi państwo pokój...
Małejko jednak tem się nie zadowolnił. Począł dopytywać o godzinę wyjazdu, przybycia o p. Daniela i t. p...
— E! co to wodę warzyć — spluwając zawołał Franciszek — tu i djabeł nic nie dojdzie. Ja nic nie wiem i kwita.
— A cóż waćpan sądzisz o tem?
— Jakże ja mam sądzić o tem, czego nie rozumiem. Zbójców takich i rabusiów, coby się ważyli na napaść, nie ma na okolicę. W domu ludzie poczciwi i do pana przywiązani, nikomu jak żyw krzywdy nie wyrządził? Co tu sądzić? To chyba czas odkryć może...
Chmurne jakieś wejrzenie, niechętne odpowiedzi, ponury wyraz twarzy Wierzejskiego, wiele dał do myślenia Małejce, ale postanowił tylko pod tajemny nadzór poddać lokaja i czekać, czyby się jego podejrzenia czemś nie potwierdziły.
Franciszek burcząc odszedł...
Wezwana pani Słońska rozpłakała się, poczynając od żałobnych elegji.
— A kto go znał tego człowieka — prawdziwie powiadam — ten jeden ocenić może! Mało takich ludzi na świecie! Światły, dobroczynny... pracowity, najmniejszej dumy — prawdziwie powiadam.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.