Małejko zwrócił jej uwagę na potrzebniejsze wiadomości.
— Wczorajszego dnia — odezwała się — prawda, że go widziałam ciągle zamyślonym i smutnym... ale zajmował się jak zwykle, a że deszczyk pruszył, wcześniej się udał na spoczynek...
— Pani pokój nie zbyt jest oddalony — zapytał asesor, czy może być, ażeby pani nie słyszała nic?
— Ja się sama wydziwić nie mogę temu, z westchnieniem zawołała Słońska — bo chociaż od sypialnego pokoju dzieli gabinet, bawialnia i jadalnia, ale bywoło gdy jegomość po nocach kaszli, to w nocy czasem słyszę... a tu, proszę państwa... nie! Modliłam się do jedenastej... jeszcze o pół do dwunastej wołałam na dziewczynę, żeby lampkę w komórce, która się u mnie zawsze pali, poprawiła... Cicho było, mogę upewnić w calutkim domu...
— Musiało to zajść po północy... rzekł Małejko.
Rozwodziła się później p. Słońska nad wielu rzeczami nic nie mogącemi objaśnić i ledwie się jej pozbył Małejko... gdy w końcu znowu rzewnie płakać zaczęła.
Z kolei ekonom Braun, ludzie dworscy przychodzili do protokółu... ale najmniejszego z niego światła na sprawę wyciągnąć nie było podobna...
Późno w noc się to skończyło... Małejko po naradzie z asesorem pozostał w miejscu, a Zdenowicz, któremu przykrem było tu nocować, wybrał się mimo pory spóźnionej do Murawca obiecując nazajutrz powrócić.