Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

szuresuje... Otóż jako ze dworu rozeszła się straszna wiadomość, począłem jego pytać, czy on co w nocy nie słyszał? czy nie był kto z obcych ludzi.
Małejko zerwawszy się z krzesła aż podbiegł do Fajwla. — I cóż? i cóż?
— Niechno pan posłucha — ciszej mówił arendarz. Jasiek powiada, że nie spał od północka. W karczmie był stary Chwedko z zięciem i Kurczynoga... nikogo więcej... ale około północka, powiada coś zaturkotało, jadąc niby od miasteczka... Dojechawszy do karczmy zwolniło jazdę... noga za nogą minęło karczmę... jeszcze Jasiek myślał, że zajadą i poszedł do wrót, aż zcichło i potem na grobli już znów prędszy turkot dał się słyszeć.
— Cóż to był, wóz! spytał pisarz.
— Otóż to, że nie, odparł Fajwel, bo Chwedko odezwał się do Kurczynogi — Słysz — pany jedut' — Chłopi jeszcze siedzieli, gdy w godzinę prawie po tem, jakby ten sam turkot znowu się dał słyszeć na grobli, i znowu mijając karczmę powoli jechali, a za karczmą, powiada Jasiek, jakby djabeł niósł popędziło po trakcie.
— I nikt nie wyjrzał? zapytał pisarz.
— Josielowi się nie chciało wychodzić, a przez okno nie było widać nic... Wszelako jako coś więcej wiem, dodał Fajwel. Na grobli stoi młyn, a we młynie noc i dzień zawóz, zawsze ktoś jest, i Mordko całą noc nie śpi. — Poszedłem do młyna, bo tam musieli albo słyszeć, albo i widzieć, kto jechał i dokąd...
— Prawdziwie z waćpana rozumny człowiek. — przerwał uradowany pisarz — aż miło mieć do czynienia z nim... Ale cóż...