Jak najstarszych ludzi pamięć sięgała, nigdy jeszcze nic podobnego nie trafiło się na kilkadziesiąt mil w około.
Bywały historye straszne, dziwne, jakichby się nikt spodziewać nie mógł wśród dworów spokojnych obywateli; — kilka panien nader przyzwoitych i dobrze urodzonych dało się wykraść, ale natychmiast błogosławieństwo kościelne wybryk ten rozgrzeszyło: kłócili się ze sobą bracia aż do porywania na siebie i odgróżek, ale sąd polubowny zaraz zgodę ułatwił: sędzia poróżnił się raz z żoną tak, iż od niego do klasztoru Brygidek uszła — ano na drugi tydzień przebłagał, powróciła i żyli jak najzgodniej. W Zohorowie pokazywał się duch i łomotało na strychu, a po kilku pobożnych ofertach zupełnie straszyć przestało...
Takiej jednak przygody, jaka w Orygowcach zaszła ostatnich dni Sierpnia 182.. roku, nie było przykładu od wieków. Nikt sobie tego wytłumaczyć nie mógł i nie umiał, ludzie głowy łamali napróżno.
Na kilkadziesiąt mil w około też o niczem innem nie mówiono, tylko o tej historyi orygowieckiej. —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.