Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

z fiat lux, urząd pierwszej instancyi na grunt zjechał. — Pani Słońska jaki taki przygotowała obiadek, podano i butelczynę wina; asesor z pisarzem zasiedli smutni do posiłku. Już kurczęta stanowiące pieczyste ogryzali gdy gwałtownie do pokoju wpadł jakby mocno wystraszony, blady i niespokojny ekonom Braun. Po twarzy jego można było poznać, iż coś nadzwyczajnego zajść musiało. Małejko. który się gryzł niepomiernie niemożnością odkrycia czegoś — zerwał się rzucając kurczę i sałatę.
Braun nim począł mówić, czuprynę sobie już targał.
— Otóż to z temi ludźmi! otóż dajże tu sobie z tą ciemnotą radę! zawołał — każdy z nich tak się obawia śledztwa i sądu... i sam nie wie czego, że gotów najważniejszą rzecz zmilczeć, byle tylko nie być pociąganym do zeznań. Trzeba było wypadku, że mi Chwedko przyznał się, iż od Sydora słyszał o czemś... a inaczej to by może najważniejszego świadka w śledztwie nie było...
Pisarz także za głowę się porwał...
— Mówże pan... co to jest...
— A — jakże tu mówić, kiedy człowiek głowę traci! wołał Braun... Wziąłem Sydora pod wartę... niech sam gada. Wszak tej nocy gdy się to stało... położył się spać w krzakach oto z drugiej strony domu... Już to... nie wypada mówić o tem — dodał, ale posądzam go, że musiała być schadzka... bo się stara o Franusię z garderoby... a no, dosyć że w krzakach spał nieopodal i bodaj wszystko widział i nic nie gadał!
Ekonom aż ręce załamał. Małejko już o pieczy-