W przetrzęsionym bacznie pokoju pana Daniela pieniędzy nie było ani grosza, oprócz trochy miedziaków na kominie, a co dziwniej, papierów dużo brakło takich, które rabusiom na nic by się były nie przydały. Innych, spalonych ślad pozostał w kominku. — Codzienne suknie gospodarza walały się na krześle przy drzwiach, a innych, które w tym pokoju się znajdowały — brakło. Przypuszczano bowiem, że tylko ztąd pochwycone być mogły.
Tajemnicza ta napaść i tem dziwną była, że ciała nigdzie nie znaleziono, przeszukawszy po rowach, dołach, na około domu i zabudowań. Gdzie i dla czego tak ciało skryto — nikt nie pojmował.
Pani Słońska wzywana do spisu rzeczy, jakie się w sypialni znajdowały, chociaż głośno tego nie mówiła, dziwiła się w duchu, iż ową miniaturę matki, nie matki, a jak ona utrzymywała panny Leokadyi, która w biurku zawsze się chowała — porwano... bo znikła. Brakło i pary pistoletów ze ściany...
Rabusie jakoś bardzo tu spokojnie sobie gospodarowali...
Małejko świdrując rozumem, jak o nim mówił Zdenowicz — wpadł na domysł nierozsądny, że stary ponury ów Franciszek mógł nie być obcym wypadkowi, namówiwszy się z jakimi awanturnikami. On jeden wiedział o pieniądzach, o zwyczajach, łatwo mu było zadać coś usypiającego panu Danielowi, najść go bezprzytomnego, bezbronnego udusić i ciało gdzieś, przygotowawszy zawczasu dół, rzucić, aby niepotrzebować dobijać, a być pewnym, że nie ożyje... Cała ta teorya p. Małejko, mająca pewne prawdopodobień-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.