Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo, misternie ukuta rozbijała, się o to, że wezwany na świadectwo Mordko Judelowicz, zeznał pod przysięgą, iż z wieczora w wigilią tego dnia przybył Franciszek Wierzejski po sprawunki do miasteczka, że najął sobie izdebkę osobną na tyłach, w której się o godzinie ósmej zamknął i położył spać, a nie wyszedł z niej nazajutrz, aż o szóstej rano, żeby kazać konie do powrotu zaprzągać. To alibi było tak przekonywające, iż posądzać Franciszka, dłużej ani było podobna. Małejko jednak cicho Zdenowiczowi powiedział...
— Mój panie, wielkim łajdakom różne myśli przychodzą! Ja panu daję słowo, że pojadę do miasteczka, stanę tak samo u Mordka Judelowicza na noc, w tej samej izbie, położę się spać o ósmej, o piątej rano wstanę i wyjdę do koni.. a mimo to w nocy oknem wylazłszy, pojadę do Orygowiec i wrócę — i nikt, żywa dusza wiedzieć o tem nie będzie. Zdenowicz tą przenikliwością szatańską Małejki tak był uderzony, iż ogłupiał, ale rozgniewał się na niego.
— Dałbyś bo jako pokój temu świdrowaniu, zawołał — gdzie znowu? wszyscy świadczą, że najuczciwszy człowiek, miał zaufanie u nieboszczyka, a waćpanu taki ćwiek w głowie siadł! Tfu! aż mi wstyd! Dałbyś pokój i milczał!
W istocie tego swojego przypuszczenia, które sam wysoko cenił, jako dowód własnej jowialności, Małejko nikomu więcej nie wyjawił... Było cokolwiek za śmiałe.
Uderzało jednak i jego i wszystkich to, że pan Franciszek Wierzejski, który naprzód chciał po pana Żymińskiego do Warszawy jechać, potem ciągle doku-