czał asesorowi, sądowi, jeździł do Murawca prosić o porękę i wstawienie się Boromińskiego, gwałtem wypraszając się, aby mu wolno było powrócić do krewnych. Sąd oczywiście nie zgodził się na to, właśnie z powodu nadzwyczajnego nalegania, obudzającego podejrzenie. Oddano go nawet, na żądanie Małejki, pod sekretny nadzór policyjny...
Uważano, iż ze spokojnego stał się zgryźliwy, niespokojny, zły i po całych nocach nie sypiał... Asesor, który tu często dojeżdżał i za każdym razem bywał w Murawcu — sam począł jakieś mieć podejrzenia, ale pani Wychlińska śmiała się z niego i mocno Franciszka protegowała, równie jak prezes, który za jej namową, gotów był za niego ręczyć. I to jedno powstrzymało, że Wierzejskiego nie aresztowano.
Od wypadku tego posmutniała okolica — szczególniej dwór w Murawcu.
Nigdy tu bardzo wesoło nie było, ale od śmierci p. Daniela, jak w grobie się zrobiło milcząco i tęskno. Prezes przyzwyczajony do długich gawędek z Tremmerem, teraz milczał i wzdychał, nie mogąc sobie dobrać nikogo, bo — jak sam mówił, wszyscy mu się po nim, wydawali nie do rzeczy.
Ciocia Wychlińska chodziła zamyślona, a panna Leokadya blada, niespokojna, płakiwała po kątach. Nie mógł tego nie widzieć ojciec, ani się dać oszukać — zrozumiał dobrze, iż pod pozorem przyjaźni kilkoletniej ściślejszy, serdeczny związek połączył Leokadyą z Danielem. Udawał wszakże, iż nic nie domyśla się, bo po cóż było dziś, gdy wszystko tak smunie się skończyło — daremne czynić wymówki biednej córce? Żałował jej, wyrzucał sobie, że przez egoizm
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.