Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 1.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zawsze tylko przy mnie — a że ja im ułatwiłam czasem jaką godzinę poufnej rozmowy, tego się nie zaprę. Miałam litość nad tą parą ludzi, skazaną na życie w męczarniach bez nadziei. To ci musi być wiadomem moja Benisiu, iż Daniel ją poznał jeszcze, gdy była na pensyi w Warszawie, i że przywiązanie wzajemne pochodziło z najpierwszych lat młodości, a dotrwało aż...
— Do śmierci! dokończyła gospodyni.
Szkoda człowieka, szkoda! Cóż tu teraz począć i z Leokadyą! boć — powiem ci, że po takiej miłości długiej i stałej, przypuścić nie można, ażeby się jej łatwo ktoś inny miał podobać.
— Któż to wie! szepnęła Wychlińska gdyby ktoś w tym rodzaju, przypominający choć w części poczciwego Daniela...
Leokadya dochodzi trzydziestu...
— A! tak! tak ja to dawno policzyłam! przerwała Benigna — biedne dziecko tyle lat zmarnowało. Na konkurentach pewnie jej tu zbywać nie będzie. Wszyscy wiedzą, bo ja się z tem nie taję wcale, że majątek mój cały, wyjąwszy legata, spada na nią... panna ślicznie wychowana, miła...
Z tą rozmową sióstr między sobą pierwszy wieczór w Borkach się skończył. Nazajutrz tryb życia zwykły szedł dalej — z tą różnicą, że wszystko co żyło wysilało się na zabawienie Leokadyi, na wymyślenie jej rozrywek. Obie panny Orzymowskie, panna Felicya — wszyscy aż do kapitana Złomskiego starali się odgadnąć jej gusta... uprzedzać życzenia. — Ciotka nie opuszczała jej prawie na chwilę,