Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

List był na czterech stronnicach bitym charakterem drobno pisany. Nie było więc wątpliwości, iż stosunek, którego istnienie odgadywał, trwał i musiał już być dawnym, gdy pismo przybiera takie rozmiary...
Prezes uczuł od łez zwilżające się powieki. Walka, którą rozpoczął z własnem dziecięciem, była cięższą, trudniejszą niż sądził — zwątpił o sobie. Długo obracał ten papier zasypany literami, długo jeszcze nie miał odwagi rozpocząć czytania, wreszcie z goryczą niewypowiedzianą w sercu — zaczął. List, z którego dajemy wyjątki, następującej był treści:
„Mój drogi Danielu. Siadam do ciebie pisać w nocy, jak zwykle, we dnie obawiałabym się być pochwyconą na tej zbrodni. Z mojego okna widzę zdaleka, zdaleka twój dwór w Orygowcach a w nim światełko — i wyobrażam sobie, że ty tam może siedzisz nad listem do mnie. Lecz cóż ja ci ztąd napiszę i doniosę, o czembyś nie wiedział, czegobyś nie odgadł?
Miłość ta nasza biedna trwa już lat tyle, przetrwała tak wiele — straciła nadzieję — a serca się nasze nauczyły bić jednakowo, stale, spokojnie, nie mając innej przyszłości nad tę myśl, że sobie zawsze, do końca wierne zostaną. Nie potrzebujemy powtarzać przyrzeczeń wytrwania, wierzym w siebie. Ja wiem, że ty mi zostaniesz wiernym, tyś pewien, że ja cię nie zdradzę. — Dożyjemy więc dni nam przeznaczonych rozdzieleni a jednak połączeni myślami, tęsknotą, bólem wspólnym...