Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

ale jako urzędnik nieposzlakowany. Zwano go białym krukiem. Ile razy mu Orygowce wspomniano, rósł i twarz mu się rozjaśniała. — A co się ze mnie naówczas naśmiewali! mówił — co pan Zdenowicz nałajał mnie za przesadne domysły. Ja drugiego dnia już byłem pewny, że tam coś innego zaszło, a nie kryminał, tylko odgadnąć zrazu celu było trudno. Już to choć panu Danielowi nikt rozumu nie odmówi, na ten raz niech mi daruje a mógł to inaczej urządzić, żeby policyantów nawet nosy nic się nie dowąchały! Niechajby mnie był lepiej spytał o to...
I śmiał się i ręce zacierał Małejko.
— Rękawiczkę zgubił na drodze! albo to nie był znak najlepszy, że tu czegoś jeszcze innego szukać należało. A kto pierwszy domyślił się, że pan Franciszek miał udział w spisku?
Gdy w kilka lat później daleko zawikłańszą sprawę o otrucie rozwikłać potrzeba było, już miał Małejko tak ustaloną sławę bystrego śledczego urzędnika, iż go delegowano aż do Owrucza, a choć nie był z miejscowością obeznany, póty tam siedział, aż prawdę na jaw wyprowadził.
Ile razy się z panem Danielem spotkali, Małejko go ściskał z czułością wielką, był mu wdzięczen.
— Dalipan — mówił — panu winienem, żem kolleżskim rejestratorem na całe życie nie został!! Gdybyś pan trochę lepiej poplątał był — zagmatwał, nicbym nie doszedł i do dziś dniaby mnie mieli za dudka. Na sprawie orygowieckiej ja pono najlepiej wyszedłem — a że ona i panu przyspieszyła szczęśliwe rozwiązanie, — to także niewątpliwa... Żyjcież państwo sto lat!...