albo co do zrobienia, albo jaki bądź interes, mógłbym go chętnie sprawić. Pół godziny tu będę w karczmie jeszcze odpoczywał... powiedzcie to panu, możeby się ze mną chciał zobaczyć, pogadać... i listy by dał do domu, zawsze to pewniejsze niż poczta.
Odprawiwszy Śniatuchę... Małejko zasiadł i czekał, był prawie pewnym, że go stary poprosi do siebie... Nie omylił się; w pół godziny nie spełna nadbiegł młody lokajczuk prezesa, wesoły junak, niedawno z dworskiego kozaczka w liberyą przebrany — Demko i szukając go oczyma po izbie — zawołał:
— A! jak się panisko ma! Oto dziwota? zkądże to pana przyniosło. Pan prezes kłania się bardzo i prosi na kwadransik do siebie — ja przeprowadzę.
Wyszli tedy oba, Małejko dużo weselszy niż zrazu przybył — nabierał powoli otuchy. Pochlebiło mu to, że tak zręcznie znowu interes swój poprowadził — a szczególnie się cieszył ze zdobytej przypadkiem istnym wiadomostki... Ludzie dworcy zebrani w karczmie nim się doczekał przybycia Hrehora Śniatuchy, opowiadali sobie o niespodzianem przybyciu prezesa... Jeden z nich opisując wrażenie, jakie to uczyniło we dworze, dodał od niechcenia, że Żymiński posesor z Raków, który był właśnie w Borkach, gdy prezes zajechał do dworu, wyniósł się nawet bez pożegnania zaraz, nie chcąc przeszkadzać, a panna Leokadya aż zemdlała.
Oprócz tego w karczmie Górnickiego najmując konie dowiedział się, że tejże nocy dzierzawca z Raków, niespodzianie wybrał się w drogę.
Bystrym swoim umysłem skleiwszy te dwie wiadomości i wyciągając z nich wniosek, Małejko znowu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.