Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

był Orygowce p. Daniel Tremmer, o tem ci już mówiłam...
Był to z pensyi jeszcze znajomy Leokadyi kawaler, który podobno dla tego tylko te Orygowce nabył, aby się zbliżyć do niej. Człowieka ci chwalić nie potrzebuję — później powiem dla czego.. Zaczął bywać w domu naszym i prezesowi podobał się bardzo, ale był na nieszczęście protestantem i szlachcic nowy. Prezes z góry i uroczyście zapowiedział, że gdyby nie wiem jakie miał zalety, o Leokadyi mu ani myśleć.
Znasz że z nim o to spierać się nie podobna, gdy co raz zawyrokuje.
Człowiek mu się jednak tak podobał, że nie tylko potem bywać mu pozwolił, sam do niego jeździł, ale go zapraszał i przyciągał...
Leokadya w nim, on się w niej kochał na zabój, ale to była miłość cierpliwa, trwała lata, nie wydając się z sobą, cicha i prawie tem zadowolniona, że się kochankowie swobodnie z sobą widywać mogli. Litość brała nad nimi! Gdybyś ty ich jak ja widziała, męczących się, usychających a zmuszonych się taić, Leokadyą, płaczącą po kątach, jego czasem aż do waryacyi szalejącego, nie dziwiłabyś się, żem ja im pomagała czasem widzieć się potajemnie, spotkać na przechadzce, pomówić sam na sam, kilka słów napisać do siebie... Oto mój grzech, za który w piersi się biję, Binisiu, boć może to miłość podsycało i utrzymywało, a bez tego by ona ochłodła. Ale to trwało, trwało całe lata... bez zmiany. — Z prezesem ani sposób. Kochał pana Daniela, nie dał na niego nikomu słowa bąknąć, bronił go — a niemal codzień, gdyśmy