Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja chwalę! zawołał pan Daniel, uspokój się, kochana Słońska, jestem żyw i zdrów, powracam do was nie upiorem, ale jak wyjechałem.
Po przestrachu ochmistrzyni płakać zaczęła i drzeć, zmuszona oprzeć się o kolumnę w ganku aby nie paść. Wybiegł na turkot powrozu Franciszek, a z nim Jurko, który zobaczywszy pana, drapnął przerażony do ogrodu krzycząc i żegnając się.
Na Franciszku, który już wczoraj przepowiadał zmartwychwstanie nie uczynił powrót ten innego wrażenia nad wielką i szczerą radość. Na krzyk oszalałego Jurka zaczęli się zbiegać i inni dworscy i stawali opodal z zabobonną obawą wpatrując się w to widmo, którego powrotu zrozumieć nie mogli... Wkrótce rozlatująca się wieść sprowadziła niemal całą gromadę... kto żył biegł się naocznie przekonać, że to nie była plotka, że pan Daniel w istocie żył, wrócił i nic mu się nie stało... Nikt go nie śmiał pytać o powód i tłumaczenie tego pierwszego zniknięcia a radzi mu byli wszyscy, bo go szczerze kochali. Pan Daniel witał się śmiejąc się... i obiecywał, że się już nie oddali.
Po tem wszedł do domku, w którym tyle lat przeżył z marzeniami spokojnie i zamknął się w nim sam z sobą.
Można sobie wyobrazić jakim piorunem raziła wiadomość o ukazaniu się pana Daniela całe sąsiedztwo.
Obiegła ona zaraz pierwszego dnia całą okolicę, bo ją sobie z ust do ust ludzie podawali... a żydki oklep biegli do dworów wioząc nowinę zdyszani. Wszędzie prawie spotkało ją niedowierzanie zrazu.