Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

— Plotka głupia, mówił pan Roch — plotka bez sensu, bąkał podkomorzy. A idźże mi ty z taką brednią — wołał stary Hornowski.
Gdy do Murawca przybył także żydek od Fajwla, który oba młyny razem trzymał, prezes dowiedziawszy się o tem od ekonoma, zrazu zamyślony długo i milczący, pobladł i osłupiał. W kwadrans potem kazał na fornalskiego konia siąść chłopcu ze stajni jechać wprost do dworu i na pewno się o tem dowiedzieć. — Chłopiec wrócił z wiadomością, że pana Daniela chodzącego około stajni widział na swoje oczy. Nic o tem nie mówiąc prezes zamknął się w swoim pokoju.
W sąsiedztwie wrzało, pan Roch nie wytrzymał. Nic mi się nie stanie, jak się na koniu przetrzepię, a dotrę... toć to przecie coś tak dziwnego, że prawie nie do wiary...
Jak rzekł tak spełnił, przed wieczorem był w dziedzińcu w Orygowcach i spotkawszy fornala zapytał go.
Cóz to tam plotą, że wasz z tamtego świata powrócił...
Chłopak się zaśmiał. — Już zkąd powrócił to nie wiem, a — jest...
Pan Roch konia zaciął i w dwóch susach był w ganku. Zsiadł oddając wierzchowca, a sam wszedł do dworu. Z panem Danielem nigdy bardzo przyjacielsko nie byli, ale się żyło w sąsiedztwie zgodnie i grzecznie.
Bez ceremonii otworzywszy drzwi sypialni, w której gospodarz przy biurku siedział, pan Roch stanął w nich, popatrzał i krzyknął.