Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary aż kartami o stół cisnął...
— Gdyby mi się śmiać z tego nie chciało... to — to...
— Ja już nie mówię nic — proszę tylko prezesa, obserwuj uważnie...
— Ależ to stara baba...
— Nie tak bardzo! On też nie młodzik; jeszczeby to tak strasznie w oczy bijącem nie było.
Prędzej niż zwykle grę ukończywszy, prezes wysunął się do salonu — uderzyło go to nieprzyjemnie, że znalazł istotnie hr. Ottona zamiast przy Leokadyi obok pani Benigny, na cichej poufałej rozmowie... Tłumaczył jednak sobie, iż Ojciec Serafin świata nie zna a kuzyn przypadkiem się tam znalazł. Na nieszczęście składało się tak ciągle, iż Otton znajdował się przy pani Pstrokońskiej, która widocznie bardzo nań była łaskawą...
— To głupi chłopiec, rzekł w duchu, jeśli tak zabiega o Borki; wprzódy się powinien o Leokadyi serce upewnić, bo nie przypuszczam, żeby o Pstrokońskiej myślał... to imaginacya...
Przy pierwszem spotkaniu z siostrą zagaił sam prezes rozmowę o kuzynku... Ciocia Benigna szczodrą była bardzo w pochwałach...
— Wiesz, rzekła — gdyby się mnie taki człowiek trafił — kto wie, czybym jeszcze za mąż nie poszła...
— A! źle do kaduka! w duchu powiedział prezes... zły obrót rzeczy biorą... baba gotowa go zbałamucić....
Wziął na konfesaty Ottona, co też myśli o pani Benignie, i dowiedział się, że ją wcale nie znajduje starą, a nadzwyczaj miłą, przyznał się też do tego