Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

Uspokoiło nieco prezesa to, że coś przeciwko spiskującym przedsięwziął, wyszedł do pokojów z troszkę lepszą miną, a że znowu znalazł hr. Ottona przy pani Benignie, trochę z nich żartować sobie zaczął...
Wieczorem wziął wprost już gościa na spytki. — Asindziej panie hrabio, więcej widzę bierzesz się coś do starszych niż do młodej.
— Od panny Leokadyi tak wyraźne odbieram oznaki obojętności a nawet niechęci, ile razy jestem natarczywszym nieco, że z największym bólem — muszę się cofnąć i wyrzec wszelkiej nadziei — odezwał się Otton wzdychając.
— Tak dalece! mruknął prezes — cóż? zmieniasz cel widzę...
— Być może...
— Wiesz, ile ona ma lat?
— A! panie prezesie dobrodzieju! najfałszywszą w świecie rzeczą są metryki, lata na papierze nic a nic nie dowodzą — twarz najlepszą metryką. Co mi tam!
Prezes zmilczał, lecz od tej chwili ostygł już zupełnie dla hr. Ottona a w duszy uważał go za coś nakształt zdrajcy.
Kilka dni Szajkowski nie ukazywał się wcale... i nie donosił o niczem; wtem, gdy już stary i jego niedołęgą miał ochrzcić, wpadł jednego rana impetycznie ekonom, obejrzał się po pokoju i dał znak prezesowi, który do drzwi przybiegł prawie.
— A co?
— Jest jaśnie panie...
— Co?...