Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

u łóżka i płakał całując rękę królewską; ale nic nie śmiał mówić choć kilkakroć poczynał. Snać mu języka onego tak wyprawnego na ten raz nie stało; a potem był tam lekarz królewski z Błonia, przed którym może na kanclerza żalić się nie chciał.
Jakoś z pomocą nową, Aleksander przyszedł nieco do siebie, została mu wszakże taka niemoc, iż ruszyć się o swej sile nie mógł.
Kanclerz zasię odtąd nieodstępny był od łoża dniem i nocą, dawszy rozkazanie swoim, aby dobrze Balińskiego strzegli. Turma zamkowa była jakoś u wrót ku mostowi, kędy go osadzono w izbie na dole z jednem oknem kratą umocnionem od podwórca, a drugiem wysoko nad mostem deskami zabitem. Tu on matacz środze lamentował o sobie, a palce sobie był mówili pogryzł ze złości, przeklinając siebie i Glińskiego, który go pismem swem sprowadził. Nie było tedy co czynić, tom się i ja tam z innymi przechadzał, przypatrując się temu z wielkich łask zakutemu teraz mataczowi, co mu się chłopcy uliczni, stosem smolnym przegrażając wykrzywiali. Blady był aż zielony, a rwał się w tej ciupie tam i sam jak opętany. Chwilami znowu leżał i płakał jak dziecko. Mówiono, że na zmierzchu tego dnia kniaź Michajło chodził do niego, a zrazu straż go polska puścić nie chciała, ale potem kanclerza rozkazanie było, aby kniaziowi wolny przystęp dano. I z kuchni też Glińskiego, z jego dworu nosili jadło więźniowi; a powiadali, że jak ono pogadał z Glińskim, tak się zaraz uspokoił i nabrał serca wielkiego, a pił tylko niezmiernie i całą noc szumiał po izbie.
Ale co jadło, to wprzódy słudze dawał próbować, bojąc się snać, aby go nie struto. Był jeszcze kniaź Michajło u niego ze dwa razy; chciał kanclerz zaraz wziąść na pytki matacza, ale nie po temu był czas, bo król coraz gorzej chorował. Tymczasem, coś we dwa czy trzy dni od uwięzienia onego, jednego poranka przybiegli z oznajmieniem, że uciekł, kanclerz spojrzał na przytomnego kniazia a ten ani słowa nie rzekł, ani na prawo ani na lewo. To jednak pewna, że nie kto,