co się nie bardzo przeciw Tatar spieszyli, a drugich wyprawiali, jakobyś rzekł, cudzą ręką żar zagrzebywali.
Spojrzym, aż ci leci ktoś ulicą na koniu prosto k’nam; a przypadłszy bliżej zsiada i woła:
— Tatarzy, Tatarzy!
Poczęto się do niego gromadzić na ten krzyk.
— Co? jak? — pytano.
— A to widzicie WM. odpowiedział — wskazując im na policzek, który miał przebity wskróś a z którego jeszcze krew mu ciekła — za godzinę będziecie tu mieli nieproszonych gości, nie dalej mili, nowogrodzkim gościńcem pędzą Tatarowie na Lidę.
Naszedł na to kniaź Michajło i jął pytać.
— Jechałem, prawi szlachcic, drogą do Lidy, w mili ztąd potkali mnie Tatarzy, którzy tam ze wsi pędząc bydło i ludzi gnali. W konia chciałem uciekać, obrócę się, dwu za mną, a jeden puścił strzałę z łuku, która mi twarz jako WM. widzicie zraniła. Tu ja nie patrząc bolu, westchnę do Najświętszej Panny i zetnę szkapę batem i puszczę się co sił i tchu stało. Pędzą oni za mną, pędzą aż im pomęczone konie ustają i tak porzucili mnie przecie w pół drogi, a jam się dognał ledwie żywy.
Tak mówiąc szlachcic ocierał pot z czoła i zdyszany sapał. Gromadzili się wszyscy dokoła; ale jak to pospolicie bywa, wzięto go za szalonego a wieści nie wierzono; wszyscy mówili że to być nie może, wszakże baczyłem, że tłómoczki i węzełki po kątach zbierali, a konie juczyli i śmiałem się z nich.
Ale kniaź Michajło, jako był wojak dobry, choć złego serca człowiek, zaraz chcąc te wieści sprawdzić, posłał swoich sprawnych Raczów, starych żołnierzy, aby dostali języka. Król jeszcze o tem nic nie wiedział, ale królowa, której się doniesło, klęczała przed obrazem Matki Boskiej i modląc się płakała, a na najmniejszy krzyk w ulicy prawie mdlała. Rano pojechali jakoś owi Glińskiego żołnierze, a z południa ujrzeliśmy ich, że już w miasto pędzili nazad i nie próżno, bo na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/53
Ta strona została skorygowana.