Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

chami temi znużeni, w końcu im ucha nie podawali.
Sam książe marszczył się i posępniał, gdy mu przynoszono wiadomości, w których upatrywał tylko chęć poróżnienia go z bratem i zamącenia miłego mu spokoju. Zwracał natychmiast rozmowę do spraw innych, do ulubionych swych pogadanek o świecie, niebie, przyszłości i żywocie człowieka.
Trwały zawsze owe biesiady z uczonemi, do których należeli mistrz Wincenty, ze wszystkich księciu najmilszy (temu zleconém było pisanie dziejów starych państwa), Pełka biskup krakowski, Cystersów kilku i benedyktynów z Tyńca, prałatów i kanoników kapituły. Karmiono Kaźmierza zbieranemi dlań zewsząd płodami żywo rozbudzającéj się właśnie literatury średniowiecznéj i pisarzami starożytnemi z których ustępy czytano. Z tego się wywiązywały długie sokratyczne rozmowy, dla których książe o wszystkiem zapominał.
Bawiły go też łowy niedające zniewieścieć i gnuśnieć, przypatrywanie się turniejom i gonitwom. Niekiedy znikał Kaźmierz wyrywając się dworowi swojemu i szeptano, że czasem spędzał wieczory kędyś w zamkniętém dla wszystkich domostwie, do którego przystęp był trudniejszy, niż do klasztoru. Wchodził tam sam jeden, unikając oczów i wymykał się pod strażą jednego