Kaźmierz jechał dając się więcéj prowadzić niż sam szedł. Pochód był dla ziem które przebywał ciężki, bo nie pytano o prawo, a zabierano żywiąc się co na drodze znaleziono. Porozprzęgały się trochę pułki, wszystkie jednym ogłodzonym gościńcem nie mogąc iść, każdy téż rad był drugich wyprzedzać, bo gniew i niepokój pędziły. Dopiero zbliżając się ku Krakowu, do jakiegoś ładu Ruś i swoich można było doprowadzić.
Za dworem Kaźmierzowym ciągnął i Stach, tuląc się po kątach aby oka na siebie nie zwracać.
Przybywszy do Krakowa, gdy już nie miał co czynić innego, przywdział zbroję, zabierając się razem z innemi iść do zdobywania dolnego zamku. Zajrzał do dworku Jagny, w którym Hreczyna nie zastał i mało co czeladzi zgłodzonéj, a spiżarnie puste i zapasy wypróżnione; wiedział już z wieczora o wszystkiém co go mogło obchodzić, nawet o zniknięciu Doroty, którą za zginioną miano.
Nazajutrz po spoczynku, Rusinów i swoich utrzymać już było trudno, tak się rwali na gród dolny. Oblężeni domyślając się iż pod parkany ogień podłożyć mogą, aby ich wykurzyć ze wnętrza, nocą koły i drzewo darnią i ziemią pookładali, wodą oblewali; sposobili się do wściekłéj obrony... Lecz, łatwo przewidzieć było że bez silnéj odsieczy nie długo się w słabych okopach potrafią utrzymać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.