mię waliło się udając zabitych, chowając między trupy, tych tratowano i gnieciono, aż gdy z nich dech się dobywał ostatni, dobijającego trup ów za nogi chwytał, kąsał, obalał i słał drugim pod stopy.
Kaźmierza już w téj chwili zamięszania przyboczni utrzymać nie mogli. Wbiegł i on w te tłumy z mieczem podniesionym przerzynając się na drogę wiodącą do Wawelu, która otwartą była.
Niektórzy z Kietliczowych nie mając innego ujścia, straciwszy głowy, na zamek górny zbiegać zaczęli, bo ich tu nikt jeszcze nie hamował.
Zobaczywszy to Rusini pierwsi, w pogoń poszli za niemi i część walki groziła przeniesieniem się na Wawel, z którego wojewoda Mikołaj był wyszedł. Bronić go nie było komu. Mogli Kietliczowi ludzie broniąc się lub mszcząc podpalić i mordować tych co na nim byli.
Krzyknął więc Kaźmierz na swoich kilkunastu przybocznych i popędził za Rusinami na górny zamek. Bramę otwartą przebiegł oddział Kietlicza, Ruś za nim i w podwórcach zamkowych, pod oczyma księżnéj Heleny, Biskupa i resztki dworu wszczęła się znów walka zacięta.
Kaźmierz biegnąc za niemi postrzegł że przez drzwi otwarte do kościoła św. Wacława cześć uchodzących wtargnęła, starając się tam ukryć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.