Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

kim ołtarzem, aby Boga podziękować za zwycięztwo, ale czasu na długą modlitwę nie było.
Biegli za nim ludzie z doniesieniem że co żywego zostało na dolnym grodzie zagarnięto w niewolę. Z innemi razem Bolka syna Mieszkowego i kilkudziesięciu ziemian krakowskich, starszyzny wielkopolskiéj, szlązaków.
Mikołaj wojewoda który razem z tą wiadomością przybył do księcia, cały jeszcze nowym gniewem stare odżywiającym — wołał by ze zdrajców nikomu nie darować żywota, ścinać wszystkich i wieszać!
— Zostawcie to mnie — przerwał mu Kaźmierz nie mniéj gorąco — dajcie czasu do rozwagi i namysłu. Życia nikomu brać bez wyroku mojego nie dozwalam. Zabierajcie, zamknijcie — lecz włos nie ma spaść z ich głowy bezemnie. Bolka na zamek niech tu dadzą.
Mikołajowi nie bardzo się to podobało i odparł szorstko.
— Miłościwy panie, my od nich nigdy pokoju mieć nie będziemy, gdy im bezkarnie ujdzie raz zdrada.
Właśnie gdy to mówił dostrzegł Kietlicza związanego i pięść wyciągnął ku niemu.
— Czy i temu przepuścicie? — zapytał.
— Ten nie moim już jest jeńcem, — rzekł książe — dałem go w moc i władzę kniaziowi