rozpoznać. Tych osobno na zamku pod strażą zamknięto.
Stach, który przy zażeganiu zamku się popalił i ran odniósł kilka, gdy wszystko się skończyło, pomyślał dopiero o sobie i do swego dworku się powlókł. Szczęściem był on trochę odległy, boby go Rusini, jak innych nie oszczędzili, choć tam już mało się czém pożywić mogli po Mieszku. Zaledwie kaftan z siebie poszarpany i zbroję potłuczoną zdjąwszy, zabierał się ledz na łoże i spocząć, gdy w sieni dał się słyszeć głos jękliwy, natarczywie domagający wpuszczenia.
W progu, nieśmiało wchodzący blady Juchim się ukazał.
Czatował widać na powrót Stacha, krokiem niepewnym zbliżył się do leżącego i kłaniając się stanął przed nim.
Stach zuchwalstwu temu wydziwić się nie mógł, zerwał się oburzony z pościeli i ukazując na drzwi krzyknął.
— A idźże ty mi precz ztąd zdrajco bezwstydny!
Juchim ten wybuch zniósł spokojnie.
— Co to, zdrajco? jaki ja zdrajca? — odparł — A! nie gniewajcie się! Na co to gadać takie rzeczy!
I z głębi piersi odetchnąwszy, dodał.
— Ja już widziałem naszego księcia i pokłoniłem się jemu, ja mu powiedziałem wszystko jak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.