wyjednał. Ziemianie się go lękali, lecz czasu wojny nie było nad niego wodza i żołnierza. Gdy on prowadził, szli wszyscy pewni zwycięztwa.
Mikołaj Wojewoda a brat jego Pełka o te czasy byli już prawie wszechwładnymi, Kaźmierz cenił wodza i człowieka, miał w nim przyjaciela, w sprawach kraju dawał mu wiele czynić nie pytając. Mikołaj swobody téj używał, wcale jéj nie szczędząc.
Natychmiast po otrzymaném zwycieztwie, Wojewoda zapowiedział pomstę nieubłaganą, karę surową na winnych.
Nie byłby zwłóczył z tém i wziął odpowiedź na siebie, lecz pierwszego dnia Kaźmierz stanowczo mu oświadczył, iż wymiar sprawiedliwości sobie zostawia. Wojewoda uledz musiał w duchu klnąc się, iż stanie wbrew księciu i winnym przebaczyć nie da.
Nazajutrz zbyt jeszcze wiele do czynienia miano, aby się losem jeńców zajmować. Jednego tylko Kietlicza losem rozporządził książę, oddając go w niewolę Romanowi. Wojewoda mruczał na to, wyrzekał, chcąc go natychmiast powiesić, myśleć nawet nie mógł o tem, aby z życiem uszedł ten, którego on o wszystkie Mieszka knowania i spiski obwiniał. Inni więźniowie wszyscy, nie wyjmując Bolesława siedzieli na zamku jeszcze, gdzie i ziemian krakowskich kilkudziesiąt z owych siedemdziesięciu liczono.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.