Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

on karze zło i jemu zostawmy surowość, gdy nam ułomnym przystało przebaczenie.
Mikołaj na piersi zwiesił głowę.
— Zaprawdę — rzekł kwaśno — przeciwko panu naszemu dobrze jest bunt podnosić. Uda się to się zyszcze, nie uda to przebaczy. Czemuż źli ludzie probować nie mają?
Westchnął ciężko.
— I Kietlicz ujdzie z życiem?
— Kietlicz mój! — odezwał się kniaź Roman z kąta — o niego wy bądźcie spokojni, ja mu zawdzięczę jak zasłużył.
— A Bolko? — spytał Mikołaj — i ten wolnym ma być?
— Ten tém bardziéj na uwolnienie zasługuje że szedł nie po woli własnéj, ale za rozkazem ojca — odezwał się książę — bratankiem mi jest, krew moja. Rychléj rozbroję Mieszka gdy go puszczę, niż gdybym go dał ściąć lub trzymał w niewoli. — Wszyscy jeńcy pójdą wolni! — dodał — przebaczam wszystkim!
— I zdrajcom siedemdziesięciu co spiskowali — dodał Wojewoda.
— Wszystkim! wszystkim! — począł Kaźmierz — i usiłując rozbroić gniewnego Wojewodę, poszedł go uściskać.
— Mikołaju, druhu mój, — zawołał — nie sprzeciwiaj się głosowi Bożemu, który słyszałeś