Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeba było podsunąć się, aby naocznie przekonać się o skupiających siłach, dopytać co Mieszek mówił, za czém Kietlicz się uganiał, posyłano Stacha, lub on sam się wyprawiał i nigdy daremnie nie wrócił. Oskarżano go czasem, że zbytnią siał trwogę, lecz w końcu okazywało się zawsze, iż przepowiedział, co się stać miało.
W Krakowie po latach tylu nadaremnych usiłowań już sobie te wieczne odgróżki Mieszka lekceważono, ale Stach stał niezmordowany na czatach.
Życie prowadził, jak sam powiadał pokutnicze, którego chwili dla siebie nie miał. Smutny chodził i zapracowany. Jagna do któréj się przywiązał, przyczyniła się jeszcze do zatrucia go.
Dopóki się do niéj nie zbliżył, czasem jeszcze z Jaśkiem Bogorją i innemi umiał poszaleć i dzień jaki spędzić weseléj — teraz twardy żywot prowadził. Na stajni we dworku było zawsze podostatkiem koni do zamiany, bo ledwie jedne zmęczone przyszły z nim, drugie świeże brał i daléj ruszał. Nieodstępny Żegieć towarzyszył mu wszędzie i gdyby nie on, nierazby Stach swe nierozważne zuchwalstwo ciężko przypłacił.
Widziemy to wszędzie prawie w owych czasach, że każdy czynniejszy mąż podwojony jest takim drugim, który się dlań poświęca, siebie się zrzeka, a jemu dodaje siły. Czasem jest to dodana głowa, niekiedy ręka. Często ten drugi gubi go