Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

przywołać innych jeńców, do których Biskup miał przemówić surowiéj, oświadczając im łaskę, a karcąc i wzywając do pokuty.
Takiego końca téj wojny, zaprawdę, nikt się nie spodziewał. Zajadłość z jaką się broniono na dolnym zamku, krew którą zdobycie jego kosztowało, kazały się obawiać surowego odwetu. Gdy Biskup ogłosił przebaczenie wszystkim i oswobodzenie, po chwili osłupienia wyrwały się im okrzyki na cześć Kaźmierza. Niektórzy przybiegli do nóg jego i Biskupa.
Dzień to był piękny dla księcia, którego serce otwierało się z rozkoszą miłosierdzia.
Nie wszyscy jednak wiadomość tę przyjęli równie radośnie jak ci których ona wyzwalała z więzów, Mikołaj i wielu z nim, szemrali chodząc chmurni, poczytywali to za błąd wielki.
Nie zbywało na zazdrosnych gdy wieczorem Bolko za stołem był posadzony przy stryju, a Kaźmierz, o wszystkiem zapomniawszy, przyjmował go jak bratanka, obdarzył go i przewidując że ojciec o los ukochanego syna niespokojnym być musi, następnego dnia opatrzonego we wszystko wyprawił do Poznania.
Ogłoszone powszechne przebaczenie, rozeszło się zaraz po mieście. Po ulicach ze zdumieniem zaczęto opowiadać co łaskawy książę uczynił. Wieczorem już ci co byli znikli ze strachu, zjawiać się poczęli, pokazał się w domu swym Wirsz