Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

książę nasz, wszystkim przebaczył z wielkiego serca swego. Tu siedzi jeszcze biedaczysko, którego posądzano, a on nie zawinił nic, tyle tylko że do Krakowa tęsknił, i przybył tu nie w porę. Niech go Wasza Miłość wypuścić każe.
Niemiec natychmiast poszedł do księcia i uzyskał bez trudności rozkaz uwolnienia.
Dodano Juchimowi komornika, z poleceniem aby Mierzwę puszczono. Zaledwie się o niego dopytać potrafili. Mierzwa zamknięty do ciemnicy, zapomniany, już był prawie nadzieję życia i swobody utracił, choroba go złamała. Gdy Juchim do izby wszedł, znalazł go snem niezdrowym ujętego na garści słomy.
Cień to był dawnego człowieka, ale iskierka nadziei dokazała cudu. Dźwignął się zbierając łachmany swe, całując Juchima po rękach, bo jemu przypisywał swe uwolnienie. Dopiero na powietrze wyszedłszy osłabł znowu, i żyd go musiał pod rękę do dworku swego prowadzić.
Po drodze ludzie tego Łazarza, z głową na piersi zwisłą, wyżółkłego, zczerniałego, do trupa podobnego, ze wstrętem sobie pokazywali palcami.
Samarytanina czyn spełnił na nim Juchim, choć nie z miłością jego — ale z rachubą na przyszłość przezorną. Mierzwa zaledwie odżywiony i wypoczęty wnet do Poznania schronić się miał, niosąc z sobą wdzięczność dla Juchima i poprzysięgając mu wierną usługę.