Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Mierzwa, gdy się dowiedział o wszystkiém co się tu stało, choć milczał ze strachu, nie rozpaczał o przyszłości dla Mieszka. Jedna rzecz go trapiła, to los Kietlicza, bez którego książę się obejść nie mógł, a zastąpić go trudno było.
Oba z Juchimem ufali w to że zręczny człek i z Ruskiéj niewoli wyrwać się albo wykupić potrafi.
W kilka dni późniéj dopiero Stach także Mierzwę sobie przypomniał i pobiegł na zamek dowiedzieć się o niego. Tu i o uwolnieniu go i o pośrednictwie żyda mu powiedziano. Strwożyło to Stacha, który zafrasowany z żalem do Biskupa się udał.
Pełka przyjął swego wiernego sługę łaskawie i z dobrą myślą. Gdy wybladły i znękany ukazał się w progu, wyciągnął rękę i błogosławił.
— A czegóż to tak zasępiony przychodzisz — odezwał się — kiedy się cieszą wszyscy ze zwycięztwa, ze spokoju i skończonych zatargów braterskich? Co ci to jest?
— Cieszyłbym się i ja — odparł Stach — tylko dla złych, łaska zbytnia, to ich uzuchwali. Bóg daj byśmy dobroci pana nie opłakiwali.
Począł zatém opowiadać jak już ci co niedawno drżeli i truchleli, po cichu żarty stroili z miłosierdzia i lekceważyli tego co je wyświadczył. Narzekał Stach na przebaczenie Staroście, Juchimowi i Mierzwie.